polecam

niedziela, 31 maja 2015

Recenzja "Ręka mistrza" Stephen King

                                                                                                                                                                                                                                            „RĘKA MISTRZA”
             
                                    Stephen King
                      Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
                           ISBN: 978-83-7839-506-5
                                   Warszawa 2013



    Sięgnęłam po książkę Stephena Kinga zupełnie przypadkowo. Literatura grozy nie należy do moich ulubionych książek, ale byłam zainteresowana językiem pisarskim znanego przecież na całym świecie pisarza. Na pierwszy rzut oka opasłość książki przeraża. Niby wersja kieszonkowa, ale stron 765 i pisana drobnym drukiem. Nie czytałam jej na pełnym wdechu przez weekend, jak przeważnie to się dzieje w moim przypadku z beletrystyką. Ale dałam radę ukończyć czytanie w ciągu trzech miesięcy z czterema podejściami. W między czasie wpadały do ręki inne powieści.
              Główny bohater Edgar doświadcza ciężkiego wypadku na budowie. Jego samochód zostaje zmiażdżony przez dźwig. Przeżywa, ale od tego momentu jego życie zmienia się totalnie. Traci w wypadku rękę, sprawność ruchową i nie radzi sobie ze  zdrowiem psychicznym. Niekontrolowane napady szału doprowadzają do rozwodu z żoną. Za radą psychologa przeprowadza się, wstępnie na rok czasu na piękną wyspę na Florydzie. Może sobie pozwolić na wyjazd na drugi koniec świata, ponieważ jego dobrze prosperująca firma pozwoliła mu odłożyć spory majątek.
             Na wyspie rozpoczyna się dopiero prawdziwa akcja powieści. Edgar powoli dochodzi do coraz większej sprawności ruchowej. Spacery nad morzem koją jego ciało i duszę. Na wyspie poznaje Elizabeth, sędziwą sąsiadkę i jej kamerdynera, z którymi zwiąże swoje losy można powiedzieć do końca życia.
Szybko odkrywa swoją nową pasję- malarstwo. Maluje piękne obrazy, ale jest w nich coś niepokojącego. W trakcie powstawania dzieł wpada w niewyjaśniany trans, jakby coś kierowało jego ręką. Odczuwa za każdym razem potworny ból „ręki”, ale tej której nie ma.               Dopiero po czasie okaże się, że w jego obrazach kryje się zło. Przestaje mieć kontrolę nad swoimi dziełami. Kolekcja jego obrazów zostaje wystawiona w cenionej na wybrzeżu Florydy galerii. Każdy malarz byłby szczęśliwy po sprzedaży swoich obrazów, ale nie Edgar. Sprzedaż jego obrazów wiąże się z nieszczęściem.
        Najbardziej wciągający jest koniec powieści.  Napięcie dawkowane jest powoli, dialogi są żywe i często humorystyczne. Zakończenie skojarzyło mi się z bajką o lampie Alladyna, ale w wersji dla dorosłych. Tutaj nie spełniane są życzenia, wręcz odwrotnie… Niszczycielska i przerażająca moc obrazów wyjaśnia tajemnicę rodziny, właścicieli wyspy
     Zaskoczyła mnie przeczytana  powieść w stopniu bardzo pozytywnym. Zapewne przeczytam jeszcze którąś z powieści tego pisarza. 

czwartek, 14 maja 2015

Recenzja "Utrata" Rachel Van Dyken

                                            „UTRATA”
                                        Rachel Van Dyken
                 
                                      Wydawnictwo: Feeria
                                    ISBN: 978-83-7229-453-1
                                     Wydanie I, Łódź 2015




Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Wydawnictwu JK
             Kiersten rozpoczyna studia z dala od domu. Odczuwa obawy, czy poradzi sobie sama w nowym miejscu, gdzie dręczą ją ciągle koszmarne sny związane z wydarzeniami sprzed dwóch lat. Nie radzi sobie z depresją po utracie bliskich do momentu, gdy poznaje swoją współlokatorkę Lisę oraz jej kuzyna. Natychmiast zaprzyjaźniają się i cała trójka staje się sobie bardzo bliska.
            Największe znaczenie nabiera dla Kiersten przypadkowe spotkanie z Westonem. Okazuje się, że przystojniak, który zrobił na niej piorunujące wrażenie uznawany jest za podrywacza i łamacza kobiecych serc. Kiersten nie przestaje jednak o nim myśleć, tym bardziej, że ma z nim codzienny kontakt, ponieważ jest jej opiekunem roku. Dziewczyna jest zdziwiona swoją reakcją na nieznajomego. Weston odczuwa podobne emocje. Działają na siebie można powiedzieć terapeutycznie. Oboje walczą z trudną przeszłością i łączy ich uczucie, któremu nie mogą się oprzeć.
            Na drodze do ich szczęścia staje choroba Westona. Nie pomaga bogactwo wpływowego ojca i życie jak w bajce przestaje mieć znaczenie. Zaczyna się walka z czasem i wiara, że eksperymentalne leki zadziałają. Związek tych dwojga rozwija się błyskawicznie i tylko wielka, prawdziwa miłość pozwala im walczyć o każdą wspólną minutę.
            „Utrata” to mądra i wzruszająca powieść napisana lekkim językiem. Czyta się szybko i przyjemnie. Krótkie rozdziały i wartka akcja usprawniły mi czytanie.  Opisana historia wymusza zastanowienie się nad sensem życia, jakie prowadzimy. Opowiada o nadziei, miłości, wierze i chorobie. Pytania jakie są często stawiane to: Czy można przygotować się na śmierć bliskich? Jak sobie radzić ze słabościami? Kiedy pogodzić się z utratą? Jak długo dźwigać emocjonalny bagaż?
W odpowiedzi na te pytania wystarczy spojrzeć na życie z innej perspektywy. Rzeczywistość bywa okrutna i nic na to nie poradzimy. Wiele rzeczy nam umyka, ponieważ nie patrzymy uważnie. Cytaty, które utkwiły mi w myślach: „Człowiek nigdy nie wie, która chwila będzie jego ostatnią”, „Czasami trzeba przejść przez piekło, żeby dosięgnąć nieba”, „Czasami koniec bywa początkiem”, „Nic nie dzieje się bez powodu”, „Może nie perfekcja życia, a jego chaos sprawia, że rzeczy nabierają znaczenia”…
Po zakończeniu czytania czułam się usatysfakcjonowana. Otrzymałam taką dawkę emocji, jakiej oczekiwałam. Są również zabawne dialogi i śmieszne momenty. Różne wątki poboczne trzymają w napięciu do końca. Tym bardziej, że koniec przynosi wiele niezwykle wzruszających sytuacji. Polecam zdecydowanie tę książkę. Jest warta uwagi i czasu.